Ścieżki
Cykl: Na faktach
Wiele jest powodów, dla których ludzie podejmują określone działania. Nie zawsze są one takie oczywiste. Jedni pracują, ponieważ pragną godnego życia, inni dla satysfakcji, a jeszcze inni z obu tych powodów. Jedni malarze pragną, żeby ich obrazy się sprzedawały, a inni swoje pociągnięcia pędzla chcieliby po prostu komuś pokazać i wzbudzić w nim refleksje. Wielu jest ludzi różnych od siebie, więc równie liczne będą motywacje do podejmowanych czynności, czy podążania pewnymi ścieżkami. A jakie powody ma pewna pisarka, poetka…, by pisać? Jakie miała je na początku? Jakie one są teraz?
Danuta-Romana Słowik należy do Związku Literatów Polskich Oddziału w Szczecinie. Swoją przygodę z piórem, a właściwie z klawiaturą, bo pisała na komputerze, zaczynała na emigracji. Swój pierwszy zbiór wierszy żartobliwie określa zwrotem rymowanki Danki. Mowa o tomiku wydanym przez wydawnictwo VOLUMINA.PL Daniel Krzanowski pod tytułem Europa bez granic. Ukazał się w roku 2011.
W jedną stronę?
Autorka urodziła się w Międzyzdrojach, ale młodość związała ze Szczecinem. Wyjeżdżała z Polski, gdy było to nie lada wyzwanie. W końcu nie tak łatwo było przekroczyć granicę Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Podróż przypadła tuż po pogrzebie księdza Jerzego Popiełuszki. Sama świadomość, że prawdopodobnie Danucie i jej mężowi nie będzie wolno nigdy więcej wjechać do rodzimego kraju wywoływała ogromne zdenerwowanie, bo przecież mieli zostać uciekinierami. A pamiętajmy, że księdza Jerzego Popiełuszkę wielu uznaje po dziś dzień za duchowego przywódcę Solidarności i innych ruchów opozycyjnych wobec władz PRL-u. Szacuje się, że autora tak zwanych antysystemowych kazań żegnało od 600 tysięcy do miliona osób 3 listopada 1984 roku w Kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Z tego również powodu w głowie Danuty-Romany Słowik, jak i jej męża gromadziły się obawy. Jak opowiadała, skutkiem prowokacji i manifestacji mogłoby być ponowne wprowadzenie stanu wojennego, co mogłoby pokrzyżować ich plany związane z wyjazdem.
Jakie było ostatnie ujęcie, które utkwiło w pamięci Danuty, gdy ostatni raz przed wyjazdem za granicę przejeżdżała przez swój ukochany Szczecin? Jak opowiada, na ulicy Kaszubskiej nieopodal Bramy Portowej i dawnego hotelu Piast – jak okiem sięgnąć – stały samochody opancerzone. 7 listopada 1984 roku razem z mężem i córką wyruszyła w podróż. Czy to będzie wyprawa w jedną stronę? Tego w tamtym czasie nie wiedziała.
Granicę udało się przekroczyć. Danuta razem z rodziną przyleciała samolotem do Frankfurtu nad Menem. Kolejnym przystankiem był Ingelheim nad Renem, gdzie znajdował się obóz przejściowy. Tam rodzina z Polski spędziła kilka tygodni. Wszystkich przybyłych rejestrowano i rozdzielano na poszczególne miejscowości, gdzie możliwe było zapewnienie miejsca zamieszkania i warunków do życia. W końcu zapadła decyzja o kolejnym celu podróży rodziny Danuty-Romany Słowik: Rülzheim nieopodal francuskiej granicy. Jak wspomina pisarka, prowiant na podróż mieli zapewniony: każdy otrzymał po pół kurczaka z rożna, pieczywo, napoje, słodycze i nie tylko.
Do Rülzheim dotarła wraz z rodziną, gdy zapadał zmierzch. Mimo późnej pory przed ratuszem czekał na nich burmistrz. Przywitał ich bardzo serdecznie i zapytał, czy jesteście państwo głodni? Jak wspominała Danuta-Romana Słowik, była tak zaskoczona i poruszona zwykłą ludzką życzliwością, że trudno jej było znaleźć słowa, by odpowiedzieć. W tej niemieckiej miejscowości nie tylko otrzymali mieszkanie, znaleźli pracę, ich córka poszła do szkoły. Poznali przyjaciół, którzy wyciągali do nich pomocną dłoń. Przyjaciół, z którymi do tej pory pozostają w dobrych relacjach. Tak zaczęło się nowe życie Danuty-Romany Słowik i jej rodziny, którzy przyjechali do Niemiec zaledwie z kilkoma walizkami.
– Gdy teraz wracam do tych chwil pamięcią, to coś się we mnie buntuje. Szczególnie, kiedy słyszę z wypowiedzi polityków i innych ludzi o tych wrednych Szkopach, którzy nic innego nie robią, tylko czyhają na naszą suwerenność, którzy nas okradają ze wszystkiego. I rzekomo wszystkiemu jest winien Szkop! Serce się wykrwawia, gdy słyszę bezmyślne, propagandowe nagonki na Niemców – mówi wzburzona Danuta-Romana Słowik. Zauważyła, że najbardziej ich krytykują ci, którzy wcale nie byli za granicą, albo zostali przez granicę wycofani z powrotem do Polski. Powodami takich powrotów z tak zwanym wilczym biletem bywało złamanie niemieckiego prawa.
Boże Narodzenie 1989 roku
W październiku 1989 roku Danuta-Romana Słowik razem z mężem dowiedzieli się, że będą mogli przekroczyć polską granicę, spotkać się z rodziną. Do tej pory ich życie toczyło się w Niemczech. Jak opowiadała, pracowało się, uczyło się, robiło się zakupy po niemiecku. Tęsknota za Polską była ogromna. Nadszedł czas na przygotowania!
Stary paszport był już nieważny, a rodzina Słowików posiadała niemieckie dokumenty obcokrajowca, z którymi nie wolno było przekraczać granicy. Potrzebne były nowe paszporty polskie. Skontaktowali się telefonicznie z polskim konsulatem w Kolonii. Potrzebne było zdjęcie i dokument tożsamości. Pracownik instytucji obiecał, że jeśli przyjadą rano, to o 15.00 paszporty będą gotowe. Emocje sięgały zenitu. Noc przed planowanym załatwianiem formalności była bezsenna.
Danuta-Romana Słowik wraz z mężem pojechali do Kolonii. Stanęli przed budynkiem konsulatu i po chwili po raz pierwszy od lat stawiali swoje stopy na terytorium Polski. W ich głowach kłębiło się wiele niepokojących myśli. Mogło zdarzyć się wszystko! Jak relacjonowała Danuta-Romana Słowik, mogli obudzić się w jakimś obozie pracy, czy więzieniu politycznym, wszędzie! W instytucji jednak przyjęto ich przyjaźnie. Przyjęto wnioski i zdjęcia. Obawy się nie ziściły. Mogli spokojnie opuścić konsulat. By zagospodarować czas oczekiwania na nowe dokumenty, Słowikowie udali się pozwiedzać Kolonię. O godzinie 15.00 wrócili do konsulatu. Otrzymali nowe paszporty. Przekonali się wreszcie, że zmiana ustrojowa w Polsce stała się faktem, a lęk przed restrykcjami PRL-u należał już do przeszłości.
Przyjazd do Polski zaplanowali na Boże Narodzenie 1989 roku. Pierwsze od lat święta na terenie kraju nad Wisłą, w mieście nad Odrą. Nadszedł czas na pakowanie. Jak wspominała Danuta-Romana Słowik, do dziś nie wie, jak ich auto wytrzymało ciężar całego bagażu. Dla każdego chcieli coś przywieźć, tego młodszego i starszego.
Grudzień 1989 roku. Wjechali do Szczecina przez Trasę Zamkową. Przejeżdżali również nieopodal Kaszubskiej. Nie stały tam już wozy opancerzone. Zwrócili uwagę na to, że miasto jest brudne. Kamienice szare, poodzierane, nieodremontowane. Śnieg piętrzył się na krawędziach ulic, czarna breja się stamtąd wylewała. Jak mówiła Danuta-Romana Słowik, tym różnił się widok polskiego miasta od terenów, na których mieszkali na stałe. Jednak później w końcu znaleźli się w domu! Razem z rodziną. Wszystkie te różnice zniknęły, bo po pięciu latach rozłąki spotkali się bliscy sobie ludzie. Takie ciepło rozgrzeje najzimniejsze święta Bożego Narodzenia.
Gdy Słowikowie przyjechali pół roku później do miasta nad Odrą, było ono już czystsze. W oknach wyrosły, jak grzyby po deszczu anteny satelitarne. Pora roku już była inna. Zaczynało się robić kolorowo, zielono. Tynki budynków zaczynały coraz lepiej wyglądać. Jak opowiada Danuta-Romana Słowik, może z zaślepienia tą tęsknotą za Polską, za Szczecinem z pobytu na pobyt zauważała tylko pozytywne elementy krajobrazu i infrastruktury. Pojawiały się sklepy, a w nich towar, komunikacji miejskiej było więcej. To tylko niektóre spostrzeżenia. Danuta-Romana Słowik jest zachwycona rozwojem Szczecina, jego odnowionymi kamienicami, nowoczesnymi dzielnicami, całą infrastrukturą i pełnią życia, od kulturalnego począwszy. Słowikowie dalej mieszkali w Niemczech, ale od roku 1989 mogli swobodnie odwiedzać swoją ojczyznę.
Z tęsknoty
Mimo że Danuta-Romana Słowik od 1989 roku w każdej chwili mogła przyjechać do Polski, to jej życie toczyło się we większości za niemiecką granicą. Towarzyszyła jej nieustanna tęsknota za językiem ojczystym.
Około 20 lat po wyjeździe za granicę postanowiła, że zacznie pisać. Zaczęło się od wierszy rymowanych. Jak wspomina, A czemu nie. Jak sobie Mickiewicz poradził, to ja sobie nie poradzę? To była również forma zabawy – do rymu trzeba znaleźć jednak odpowiednie słowa. Inspiracją były wspomnienia, podróże po Europie. Pisała także rymowane życzenia urodzinowe i imieninowe dla bliskich oraz przyjaciół. Najbardziej zależało autorce na powiększeniu zasobu słownictwa, powtórzeniu gramatyki polskiej i ortografii.
Tak powstawał pierwszy tomik Danuty-Romany Słowik pod tytułem Europa bez granic. Zbiór wierszy pisanych na obczyźnie. Jak sama twierdzi, to nie jest poezja, tylko rymowanki Danki. Silna tęsknota nie tylko sprawiła, że osiągnęła swój zamierzony cel, ale również wytyczyła kolejną ścieżkę w jej życiu. Jest nią pisarstwo.
Dorobek literacki Danuty-Romany Słowik jest niezwykle bogaty. Znajdują się w nim nie tylko dwa tomy wierszy (Europa bez granic. Zbiór wierszy pisanych na obczyźnie, Złamać skrzydło motyla), ale również liczne książki, które są zapisem rzeczywistości przeszłej i teraźniejszej. Znajdziemy wśród nich Tułacze losy, Ostatni rozdział… Tułaczych losów, A Majka siedzi…, czy Historie z życia wzięte. Z kolei swoją wizję przyszłości ujęła w Déjà vu… 1984. Nasze motywacje i tęsknoty prowadzą często różnymi, czasami wyboistymi ścieżkami.
O autorze
Szczecinianka, blogerka, wierszokletka, dziennikarka, członkini Związku Literatów Polskich Oddziału w Szczecinie. Jej dziennikarski debiut miał miejsce w grudniu 2009 roku na łamach bezpłatnego kwartalnika fantastyczno-kryminalnego „Qfant” – ukazał się wtedy wywiad z pisarzem, Stefanem Dardą. W 2010 roku została wyróżniona w konkursie dla dziennikarzy obywatelskich „Żywe Miasto” zorganizowanym przez portal mmszczecin.pl za jeden z artykułów z cyklu „Ocalić od zapomnienia”, w którym pisała o zapomnianych i zaniedbanych zabytkach Szczecina. W dodatku kulturalnym „Poliartyzm” przy „Wieściach Polickich” pełniła funkcję redaktora naczelnego (2015-2016). Publikowała teksty prasowe również na łamach „Prestiżu. Magazynu Szczecińskiego”, „Wyjątku”, „Pryzmatu Literackiego”, Wieści Polickich” oraz pisała teksty dla „SzczecinBloga”. Prowadzi również bloga pod nazwą „Edis Anonima Art” na temat kultury i literatury, ale porusza sporadycznie inne tematy. Jej utwory poetyckie można znaleźć w „Pegazie Lubuskim”, „Poezji Dzisiaj”, almanachach Korytowskich Nocy Poetów oraz antologii „Przepływający świat słowa”. Wiersze w trzech edycjach Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Józefa Bursewicza „O Złotą Metaforę” znalazły się pośród „wierszy zauważonych”, a w czwartej jej zestaw został wyróżniony. Autorka tomów poezji „Roztańczony atrament” i „(nie) z tej bajki”. Inicjatorka akcji „Przygarnij wiersz – on nie gryzie”, która promowała poezję szczecińskich literatów.