10 marca 2021 Autor Edyta Edis Anonima Rauhut 0

Komornik

Spread the love

Komornik

Cykl: Prozatorski kącik sówki

Magdalena, studentka ucząca się na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna na Uniwersytecie Szczecińskim wraca właśnie z zajęć. Porusza się na czarnej hulajnodze – bardzo lubi na niej jeździć. Dziewczyna jest szczupła, ma jasnobrązowe włosy do ramion, jasną karnację i niebieskie oczy.  Ubrana jest w  czarne trampki, granatowe dżinsy, niebieską koszulkę z krótkim rękawem, a na nią ma narzuconą koszulę w czarno-czerwoną kratkę. Z ramienia zwisła jej czarna torba.

Mija przystanek przy Bramie Portowej. Na chwilę przystaje, zastanawiając się, czy nie podjechać jeden przystanek autobusem lub tramwajem. Po krótkim namyśle zdecydowała się na tramwaj, który akurat podjeżdżał do przystanku. Zmierza przeprowadzić wywiad z Piotrem Sandomierskim, poetą, autorem tekstów piosenek oraz dziennikarzem dla szczecińskiego pisma „Czas na Sukces”. Dziewczyna wie, że nie będzie łatwo, zwłaszcza dlatego, że jej rozmówca przeprowadził w swoim życiu już wiele więcej wywiadów od niej – ma wręcz wrażenie, że to jego konik. Składają się na nie liczne jego publikacje prasowe.

Podnosi hulajnogę i wchodzi do tramwaju. Nie jest zbyt tłoczno, szybko znajduje miejsce siedzące. Przez okno do wagonu wpadają promienie majowego słońca. Podróż żółtym tramwajem szybko upłynęła – w końcu to tylko jeden przystanek. Magdalena wysiadła przy ulicy Wyszyńskiego. Czekała ją trasa pod górkę, więc postanowiła prowadzić hulajnogę.  Jej rozmówca mieszka przy ulicy Grodzkiej nieopodal Zamku Książąt Pomorskich i Liceum Plastycznego. Po drodze w sklepie spożywczym pod nazwą „Małpka” kupuje opakowanie ciastek czekoladowych.

W końcu dziewczyna dociera pod adres Grodzka 36. Na klawiaturze domofonu wstukuje numer dziesięć i czeka.

– Kto tam? – słyszy męski głos.

– Magda – odpowiedziała. Zabrzęczał domofon, pchnęła drzwi, które się z łatwością otwierają. Klatka schodowa jest pomalowana na beżowo, a schody są szare. Wchodzi powoli do góry, w prawej ręce trzymając hulajnogę. Mija brązowe drzwi nr 6 na pierwszym piętrze, na których czerwonym flamastrem napisane jest „Zajęcie komornicze”. Ponadto drzwi są oklejone taśmą policyjną. Nagle usłyszała kobiecy głos z góry:

– Dzień dobry, sąsiedzie! Słyszał pan już o sąsiedzie spod szóstki? Dzisiaj rano pani Kaliszewska znalazła go martwego w mieszkaniu. Drzwi frontowe były uchylone i pomazane, więc  zajrzała, a tam w kuchni na podłodze zakrwawione ciało sąsiada! Biedulka do tej pory nie może się po tym otrząsnąć!  Podobno policja jeszcze nie ustaliła, czy to morderstwo, czy samobójstwo, ale z tego, co słyszałam od pani Biernackiej w zeszłym tygodniu, to pan Kowalewski potrącił ze skutkiem śmiertelnym dziecko na ulicy. Wyobraża pan sobie?  Może nie mógł znieść poczucia winy, a może to jakiś seryjny zabójca go zabił! Dużo się słyszy w telewizji o takich zwyrodnialcach. Och, uchroń nas panie Boże!…

– Dzień dobry – wita się Magda przerywając monolog starszej kobiety, która jak się okazało mówiła do Piotra Sandomierskiego stojącego w drzwiach frontowych. Szczupła staruszka ma krótkie siwe włosy, jasną cerę, brązowe oczy, które widać przez okulary wyglądające jak denka od butelek. Ubrana jest w błękitną garsonkę.

– Dzień dobry – zwrócił się do dziewczyny Piotr po czym ponownie spojrzał w stronę starszej kobiety – sąsiadko, to faktycznie wstrząsające, co się stało sąsiadowi.

– To prawda. Mam nadzieję, że policja jak najszybciej rozwiąże tą sprawę, bo nawet teraz nie wiadomo, czy możemy się czuć bezpiecznie we własnym miejscu zamieszkania. Jeśli to zabójca, to przecież może wrócić i kogoś jeszcze zabić! – Piotr Sandomierski pokiwał głową. Jest szczupłym, wysokim brunetem, który akurat tego dnia ma na sobie szary dres.

– Nie ma co panikować – próbuje uspokoić sąsiadkę.

– Może, zobaczymy. No nic, w domu czeka mnie trochę sprzątania. Będę już szła. Do widzenia, niech pan uważa na siebie.

– Do widzenia – odparł – a ciebie zapraszam do środka, Madziu – dodał. Dziewczyna skinęła i weszła do mieszkania, które nie było duże: dwa pokoje (jeden większy, drugi mniejszy), podłużna kuchnia, kwadratowa łazienka i mały przedpokoik. We wszystkich pomieszczeniach ściany są białe, co sprawiało, że mieszkanie jest bardzo jasne.

Gospodarz zaprasza ją do salonu i pyta, czego się napije. Zostawia hulajnogę na przedpokoju i wchodzi. Odpowiada, że chętnie poprosi o kawę z mlekiem. Przekazała mu ciastka. Piotr Sandomierski zniknął w kuchni, a tym czasem Magda otwiera swoją torebkę, wyciąga skoroszyt z notatkami i dyktafon. Wyciągnięte przedmioty kładzie na stole, przy którym siedzi.

– Już myślałem, że ta sąsiadka nie da mi spokoju – mówi gospodarz, wchodząc do salonu z tacą, na której znajdują się dwa kubki z parującymi napojami oraz talerz z ciastkami – To nasze podwórkowe radio i telewizja, straszna plotkara.

– Zauważyłam, przed nią się chyba nic nie uchowa. Chociaż to, co się stało z Pana sąsiadem jest faktycznie straszne – odparła Magdalena

– Piotr jestem.

– Dobrze, proszę pana – znowu się rozpędziła.

– Proszę pana? – Piotr był wyraźnie rozbawiony.

– Przepraszam, Piotrze – zreflektowała się – Możemy zaczynać?

– Tak.

– A więc zacznijmy od początku. Urodziłeś  się Lubinie. Jak wspominasz swoje rodzinne miasto?

– Nie mam głębszych wspomnień, które by mnie osadzały w tym mieście. Tam mieszkałem, chodziłem do szkoły, zacząłem pisać i zadebiutowałem. Nigdy nie miałem pragnienia wrócić tam po latach i przejść się alejkami swoich wspomnień.

– Właśnie, zadebiutowałeś bardzo wcześnie, jako poeta… – wtrąca Magda.

–  Tak, to był luty 1987 roku. Miałem w tedy dziewięć lat i byłem najmłodszym uczestnikiem konkursu „O Złoty Laur”. Wszyscy się dziwili, że taki młody i takie głębokie wiersze pisze. Moje dwa utwory opublikowano w gazecie „Polska Rtęć” – pochwalił się Piotr

–  Później przeprowadziłeś się do Szczecina i zacząłeś naukę III Liceum Ogólnokształcącym w Dąbiu. Jak wspominasz lata szkolne?

– W tej szkole bardzo się rozwinąłem, bo dawali uczniom dużo swobody w zakresie działalności artystycznej. Było też wiele kół naukowych. Ja chętnie się udzielałem w kole muzycznym, gdzie pisałem już swoje pierwsze teksty piosenek.

– Jesteś humanistą?

– Typowym humanistą. Polski i historia to były moje mocne strony. Z kolei matematyka była moją bolączką. Na koniec klasy maturalnej wystawili mi z niej ocenę mierną, psując świadectwo. Moja średnia wynosiła wtedy 5,6, ale nie mogli mi dać czerwonego paska z powodu tej jednej oceny.

– Miałeś wysokie oceny – stwierdza dziewczyna.

– Prawie zawsze dbałem o stopnie w szkole. Do czwartej klasy szkoły podstawowej byłem leniem patentowanym, a potem jakoś mi się odwidziało i starałem się mieć jak najlepsze oceny. W sumie to lubiłem się uczyć. Jedynie nie rozumiałem tylko chemii, fizyki i matematyki.

– Do końca byłeś taki wzorowy, czy miewałeś coś za uszami w latach szkolnych?

– Byłem owszem, dobrym uczniem, ale można mnie było nazwać grzecznym chłopcem. Często pyskowałem, bo miałem zawsze swoje zdanie. Za dzieciaka bardzo dużo czytałem. Zdarzało się, że wiedziałem więcej od nauczycieli i potrafiłem im powiedzieć, że gadają bzdury. Pedagodzy od historii szczególnie mnie nie lubili – Piotr podnosi do ust kubek z kawą – Miałem też gang – dodaje po chwili.

– Gang?! – zdziwiła się Magda.

– Tak. Dorastałem w czasie, kiedy prawie wszystko było na kartki, ale jeśli miało się dzieci, to przydziały były większe. Do gangu należeli kumple z podwórka. Wynajmowaliśmy się ludziom. Cennik był ustalony odgórnie: cukierki, czekolady lub banany. Wszystko prosperowało znakomicie do momentu, w którym poszedłem do sklepu z mamą. Doznała szoku, gdy usłyszała od ekspedientki, że to nie ładnie wynajmować dzieci, bo przecież ona zna moją prawdziwą matkę – historię przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu Piotra – Przepraszam cię na chwilę, muszę odebrać. Słucham?

– Dobrze – dziewczyna wyłącza dyktafon i udaje się do toalety. Wychodząc z niej zauważa na umywalce lateksowe rękawiczki wyglądające na ubrudzone zaschniętą krwią i czerwony mazak. Przez chwilę jej przechodzi przez myśl, że Piotr Sandomierski może mieć coś wspólnego z wydarzeniami, o których opowiadała tak zawzięcie jego sąsiadka, jednak uznaje to za absurdalne i wraca do salonu. Gospodarz już skończył rozmawiać przez telefon.

– Niestety muszę w pilnej sprawie wyjść. Obawiam się, że będziemy musieli dokończyć ten wywiad w innym terminie. Przykro mi – mówi przepraszającym tonem głosu – Na kiedy ty go potrzebujesz?

– Dobrze by było, gdybym miała go na wtorek – odpowiada.

– Dzisiaj piątek, to niewiele czasu zostało. Może podeślesz mi pytania mailem? – pyta Piotr.

– Dobrze – zgodziła się dziewczyna – To ja już nie będę cię dłużej zatrzymywać. Powoli będę się zbierać.

– Dobra – zgadza się gospodarz. Magda wypija jeszcze łyk kawy z kubka i zaczyna zbierać swoje rzeczy do torby. Piotr odprowadza ją o drzwi.

– Do widzenia  – młoda dziewczyna bierze swoją hulajnogę i wychodzi z mieszkania.

– Do widzenia – słyszy jeszcze za sobą głos swojego rozmówcy.

Postanawia posłużyć się ponownie komunikacją miejską, aby szybciej dotrzeć do akademika i jeszcze tego wieczora wysłać pytania do Piotra. Czas ją trochę goni, a wywiad jeszcze będzie musiała opracować oraz odesłać do autoryzacji. Jedzie na hulajnodze w stronę przystanku przy ulicy Wyszyńskiego. Potem wsiada do tramwaju, którym jedzie aż do Kołłątaja. Następnie przesiada się w autobus, którym dojeżdża do akademika, który nazywa się „Andromeda”. Wchodzi do budynku.

– Dzień dobry, poproszę klucz do dziesiątki – zwraca się do staruszki siedzącej na portierni ubranej w różowy sweter i dżinsowe spodnie.

– Proszę bardzo – kobieta wstaje i podaje klucz.

– Dziękuję, życzę miłego popołudnia – Magda uśmiecha się do niej po czym rusza schodami na górę, niosąc w ręku hulajnogę. Szybko dociera do drzwi numer dziesięć, otwiera drzwi kluczem i wchodzi do środka. Pokój jest niewielki, podłużny. Pod oknem stoi jedno łóżko, a obok niego biurko.  Przy drzwiach wejściowych znajduje się duża szafa, w której dziewczyna trzyma ciuchy oraz drugie biurko, gdzie stoi czajnik elektryczny, kawa, herbata i jedzenie. Naprzeciwko niego znajdują się drzwi do łazienki. W pomieszczeniu ściany są białe.

Magda ściąga koszulę i kładzie ją na łóżku. Włącza czajnik elektryczny i siada przy biurku. Otwiera laptopa, a następnie go włącza. Czeka chwilę. Gdy urządzenie się uruchomiło, znajduje plik z przygotowanymi pytaniami dla Piotra Sandomierskiego. Powoli kopiuje te, których nie zdążyła zadać do otwartego w drugim oknie maila. Gdy skończyła kliknęła przycisk wyślij. Tymczasem woda w czajniku zdążyła się ugotować. Dziewczyna robi sobie kawę, potem bierze klucz, paczkę papierosów i zapalniczkę oraz z tym asortymentem wychodzi z pokoju, który zamyka. Idzie do palarni znajdującej się na półpiętrze.

– …musiałam usunąć tę ciążę. Nie miałaby z czego utrzymać dziecka – słyszy głos kobiecy dobiegający palarni. Przystanęła na chwilę, po czym pchnęła uchylone drzwi do pomieszczenia, które jest w kształcie prostokąta. Ściany są beżowe, a podłoga wyłożona jest szarymi kafelkami. W środku widzi stojącą przy popielniczce sąsiadkę z pokoju numer szesnaście. Trzyma przy uchu telefon. Jest szczupłą blondynką ubraną w krótką, czarną spódniczkę, leginsy w tym samym kolorze i niebieską bluzkę na ramiączkach. Gdy spostrzega, że do pomieszczenia wchodzi Magda w pośpiechu opuszcza palarnię dalej trzymając telefon przy uchu. Dziewczyna odpala papierosa i pali.

Gdy wypaliła papierosa, wraca do pokoju, bierze kubek z kawą i siada przed komputerem. Kawę stawia obok laptopa, a następnie uruchamia muzykę, wkłada słuchawki do uszu, włącza program do pisania oraz zaczyna redagować artykuł zadany na gatunki dziennikarskie.

Skończyła już swój artkuł. Spostrzega, że jest już godzina dwudziesta. Wyciąga słuchawki z uszu, wstaje i rozprostowuje nogi. Postanawia pójść na papierosa. Po drodze mija drzwi uchylone do pokoju numer szesnaście, na których spostrzega czerwony napis „Zajęcie komornicze”. Zatrzymuje się przy nich, a serce zaczyna jej bić coraz szybciej. Pchnęła drzwi. To, co zobaczyła w środku wprawiło ją w osłupienie. Na podłodze leży zakrwawione ciało kobiety, którą jeszcze kilka godzin wcześniej widziała w palarni. Nad nim stoi Piotr Sandomierski. Dziewczyna mdleje.

Magda podnosi się gwałtownie z łóżka cała zlana zimnym potem. Nie zważając na to, że ma na sobie tylko piżamę wybiega ze swojego pokoju i podchodzi do drzwi numer szesnaście. Po napisie nie ma ani śladu. Skołowana wraca siebie. Bierze do ręki telefon i sprawdza datę i godzinę. Jest ósma rano w piątek. Powoli się uspokaja, to musiał być tylko zły sen. Dzisiaj od dziesiątej do trzynastej ma zajęcia na uczelni, a potem jest umówiona na wywiad z Piotrem Sandomierskim.