Trzymam się faktycznie faktów
Cykl: Blogowe spotkania literackie
Już w najbliższy poniedziałek odbędzie się premierowe spotkanie promujące książkę Danuty-Romany Słowik pod tytułem Krzyk…, a dzisiaj zapraszam na rozmowę z autorką o literaturze na faktach i ostatnio wydanej publikacji w serii:akcent. Jak mówi, Krzyk… wypełnił jej potrzeby do opisania tego, co leży na ulicy, czyli tego, co dzieje się w koło nas.
Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że tematy do książek leżą na ulicy?
Tak. Wszystko zależy od tego, jak się na tę ulicę spojrzy. Jeżeli się patrzy wnikliwie, to tematy są wszędzie dookoła nas, ich nie brakuje. Trzeba po nie tylko sięgnąć.
Krzyk… nie jest twoją pierwszą książką, w której czerpiesz z życia i autentycznych wydarzeń.
Lubię pisać o czymś, co znam, co widziałam, co przeżyłam lub zaobserwowałam. Zdarza się, że wokół tej autentycznej opowieści dodaję elementy fikcji literackiej, albo spisuję w formie dziennika tak, jak na przykład było w przypadku książki …A Majka siedzi. Ale raczej trzymam się faktycznie faktów.
Kiedy poczułaś, że pisanie na faktach to jest to, czym chcesz się zajmować?
Na początku mojej twórczości literackiej były wiersze, relacje polonijne i polskie. Znajdowały się w nich fakty, ale to były bardziej książki opisujące warunki i przybliżające temat życia Polaków po jednej lub drugiej stronie granicy. Kiedy poznałam Majkę Żywicką-Luckner, zaczęłam inaczej patrzeć na rzeczywistość.
Co konkretnie masz na myśli?
To, co znalazłam w jej książkach i wszystko, co mi opowiedziała, gdy prowadziłam jej spotkanie autorskie mną wstrząsnęło. Wtedy pomyślałam, że to niemożliwe, że takie rzeczy się dzieją. Kiedy Majkę Żywicką-Luckner ponownie zamknięto w więzieniu, zaczęłam pisać dla niej dziennik o tym, co się dzieje poza murami więziennymi. Ona zapewne pisała swój za kratami. Zaangażowałam się w życie nas otaczające. To się działo tu i teraz. Majka była namacalna, rzeczywista i siedziała, w tej chwili nie siedzi, bo cały czas jest niewinna.
Twój dziennik znalazł się właśnie w książce …A Majka siedzi, o której wcześniej wspomniałaś…
Tak. Gdy zaczęłam go pisać wydarzyło się coś fenomenalnego! Pisałam z dnia na dzień o tym, co się działo w Polsce, w Szczecinie, w Warszawie i w innych miejscach na świecie. Powstała cała książka faktów. Jednego dnia działo się coś niesamowitego, innego coś niemożliwego, a jeszcze innego coś złego i wydawałoby się, że gorzej już być nie może. A tu niespodzianka! Jednak może. Powstał dziennik pokazujący świat, w jakim żyjemy. I tak się zrodził też pomysł pisania na faktach.
Zależy ci w głównej mierze na rejestracji określonych fragmentów rzeczywistości, czy również na podsunięciu czytelnikowi konkretnego przekazu lub przestrogi?
W życiu należy uczestniczyć, a nie być bierną tratwą, która po rzece egzystencji porusza się do przodu. Zależy mi na nakłonieniu ludzi do spostrzegania tego, co się wokół nas dzieje. Bo to są te fakty, o które się opieramy. I właśnie tutaj nawiązuję do swojej ostatniej książki Krzyk… Zdarzają się sytuacje, których nie dopuszczamy do swojej świadomości, bo jest nam tak wygodniej, bo żyło nam się dobrze, żyje nam się dobrze i pewnie będzie nam się żyło dobrze zawsze. A tak nie jest. Pierwsze pytanie ludzi, którzy słyszą o opisanej sytuacji brzmi: To się naprawdę wydarzyło? To niemożliwe! A to miało miejsce i w każdej chwili może zdarzyć się komuś innemu.
Czyli przestroga…
Tak. Chciałabym, żeby ludzie pokusili się o rozumienie świata, w którym żyją. Staram się mało fantazjować, a bardziej opierać się na sytuacjach i konkretnych faktach. Interpretację pozostawiam czytelnikowi, słuchaczowi, czy widzowi.
Czyli nie ma fikcji, czy jednak znajdziemy jej elementy w Krzyku…?
Nie. To nie jest oczywiście reportaż, ani nagranie. To jest opis. Nie ma autentycznych nazwisk, ani postaci, ale są autentyczne sytuacje. Nie ma w tej książce nic zakłamanego. Tak bym to ujęła.
Sytuacje są prawdziwe, ale słowa włożone w usta fikcyjnych postaci?
Nie odbiegam od faktów, ale trochę tego podmiotu literackiego można znaleźć w książce.
Połączyłaś prozę z dramatem. Dlaczego akurat te dwa gatunki?
Cała proza, jak się w nią dobrze wczytać jest napisana w pierwszej osobie. To monolog. W zasadzie, jeżeli ktoś by zechciał, może to być doskonały materiał na monodram. Ale mimo że to mógłby być tekst sceniczny, to jest to opowieść, więc proza. Natomiast druga część w pewnym sensie opowiada tę samą historię, ale w formie dramatu. Ten gatunek poprzez opis scenerii, sytuacji, przez ustawienie mebli i usytuowanie postaci sprawia, że osoba uczestnicząca w tym, słuchająca, widząca może czuć się w centrum tej akcji. I to mi dało tę iluzoryczną przewagę. On jest w książce do przeczytania, ale mógłby też znaleźć się na scenie, co dodaje dodatkowego akcentu. Ta forma pozwoliła mi zbliżyć jeszcze bardziej czytelnika, widza, słuchacza do historii. Bo jest ona bardzo dramatyczna.
Czy ten gatunek sprawił ci trudność? Może wcześniej podejmowałaś próby pisania dramatu?
Nie, wcześniej nie podejmowałam takich prób. W przypadku tej historii byłam bardzo przekonana do wybranej formy. Napisanie nie sprawiło mi trudności, ponieważ ja tę sztukę już widziałam nie w mojej wyobraźni, a w rzeczywistości. Wystarczyło ją tylko przelać na papier.
Długo pracowałaś nad Krzykiem…? Jak wyglądały kulisy pracy nad nim?
Sytuacja miała miejsce już prawie 1,5 roku temu. Na początku spisałam pierwszy szkielet, aby utrwalić to całe zdarzenie z emocjami, jakie temu towarzyszyły na bieżąco. Natomiast dopracowywanie i przymierzanie do formy, to już była kosmetyka. To trochę trwało. znajdują się W książce dwie wersje historii, ponieważ nie potrafiłam wybrać jednej.
Na okładce jest rysunek, który zdaje się być inspirowany obrazem Edvarda Muncha. Gdy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, to miałam wrażenie, że ilustracja oddaje bardziej emocje, niż temat publikacji.
Ten jeden rysunek w tle jest prawie żywcem przejęty od Muncha. On zresztą w swoim dorobku miał kilka podobnych obrazów. Wszystkie wyrażają ten sam krzyk, wyraz przerażonej twarzy. Wydawało mi się, że taka ilustracja na okładce będzie właściwym tłem do całej książki. Natomiast drugi rysunek, który na pierwszym planie znajduje się nad Munchiem, to mój pomysł. Postanowiłam w najkrótszy sposób pokazać przerażenie. Co zwraca uwagę na twarzy, gdy człowiek jest przerażony? Oczy i usta.
Okładka w pewien sposób oddaje niezgodę z sytuacją, którą opisałaś w książce…
Bardziej przerażenie spowodowane bezsilnością. Gdy ktoś znajduje się przy ścianie, nie widzi wyjścia, to wtedy pojawia się przerażenie. Wywołuje je sytuacja, kiedy jesteś bezsilna i nic nie jesteś w stanie uzyskać na swoją niewinność. Wydobywa się krzyk.
Policja i prokuratura powinny uchodzić za instytucje cieszące się zaufaniem wśród obywateli. Czy pod wpływem historii, którą przelałaś na papier, twoje postrzeganie ich uległo zmianie?
Staram się z całych sił rozpatrywać tę kwestię pod kątem ludzi, a nie instytucji. Mam cały czas nadzieję, że powinnam oceniać postawy poszczególnych funkcjonariuszy, którzy zachowali się mniej niż bardziej kulturalnie, a nie instytucje z gruntu. Mam nadzieję, że się nie mylę.
Akcentów zwykle szuka Róża Czerniawska-Karcz, ale zapytam ciebie: jako autorka, jakie widzisz akcenty? Na co warto zwrócić uwagę?
Nawet wtedy, gdy wydawałoby się, że sytuacje są całkowicie beznadziejne i bezprawne, a ponadto charakteryzują się całkowitą przemocą fizyczną, jak i mentalną, to warto wierzyć jednak w optymistyczne dobro. Ja w takowe wierzę. Jak widzisz żyję, funkcjonuję. Nie zamknięto mnie, ale trzeba być czujnym. I chyba tę czujność uznałabym za akcent.
Masz na oku kolejne tematy do książek?
Na tę chwilę nie. Krzyk… wypełnił moje potrzeby do opisania tego, co leży na ulicy, czyli tego, co dzieje się w koło nas.
Dziękuję za rozmowę.
O autorze
Szczecinianka, blogerka, wierszokletka, dziennikarka, członkini Związku Literatów Polskich Oddziału w Szczecinie. Jej dziennikarski debiut miał miejsce w grudniu 2009 roku na łamach bezpłatnego kwartalnika fantastyczno-kryminalnego „Qfant” – ukazał się wtedy wywiad z pisarzem, Stefanem Dardą. W 2010 roku została wyróżniona w konkursie dla dziennikarzy obywatelskich „Żywe Miasto” zorganizowanym przez portal mmszczecin.pl za jeden z artykułów z cyklu „Ocalić od zapomnienia”, w którym pisała o zapomnianych i zaniedbanych zabytkach Szczecina. W dodatku kulturalnym „Poliartyzm” przy „Wieściach Polickich” pełniła funkcję redaktora naczelnego (2015-2016). Publikowała teksty prasowe również na łamach „Prestiżu. Magazynu Szczecińskiego”, „Wyjątku”, „Pryzmatu Literackiego”, Wieści Polickich” oraz pisała teksty dla „SzczecinBloga”. Prowadzi również bloga pod nazwą „Edis Anonima Art” na temat kultury i literatury, ale porusza sporadycznie inne tematy. Jej utwory poetyckie można znaleźć w „Pegazie Lubuskim”, „Poezji Dzisiaj”, almanachach Korytowskich Nocy Poetów oraz antologii „Przepływający świat słowa”. Wiersze w trzech edycjach Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Józefa Bursewicza „O Złotą Metaforę” znalazły się pośród „wierszy zauważonych”, a w czwartej jej zestaw został wyróżniony. Autorka tomów poezji „Roztańczony atrament” i „(nie) z tej bajki”. Inicjatorka akcji „Przygarnij wiersz – on nie gryzie”, która promowała poezję szczecińskich literatów.