9 maja 2021 Autor Edyta Edis Anonima Rauhut 0

Michał Stankiewicz

Spread the love

Michał Stankiewicz

Cykl: Ludzie kultury

Dawno nie publikowałam sylwetek ludzi kultury, więc czas nadrobić zaległości. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić dziennikarza ze sporym dorobkiem i człowieka z wieloma pasjami, Michała Stankiewicza. Urodził się 13 sierpnia 1973 roku w Szczecinie. W latach 1992-1997 studiował politologię na Uniwersytecie Szczeciński.

Co więc sprawiło, że wybrał drogę zawodową dziennikarza? W trakcie nauki na wcześniej wspomnianej uczelni próbował różnych zajęć. Był ciekawy świata i bardzo lubił pisać, więc gdy ukazało się ogłoszenie Gazety Wyborczej o naborze na staż, długo się nie zastanawiał – zgłosił się.  Od 1999 roku piesze dla Rzeczpospolitej, gdzie skupia się na tematyce ekonomicznej i samorządowej. Od lat związany również z telewizją. Prowadził własny program w TVP, a w 2012 roku rozpoczęła się jego współpraca z telewizją TVN. Początki, to udział w dużym projekcie filmu dokumentalnego o finansach kościoła. Zaprosili go do tej inicjatywy Bertold Kittel i Jarosław Jabrzyk z redakcji Superwizjera. Dokument W imieniu kościoła miał swoją premierę w 2012 roku. Potem były kolejne materiały, między innymi na temat pedofilii w kościele, ale również inne działania. Dziennikarstwo śledcze nie jest mu obce. Autor wielu reportaży, między innymi o przemycie na okrętach marynarki wojennej, korupcji Straży Granicznej, czy też tekstów ujawniających istnienie mafii paliwowej. W roku 2007 jako jeden z pierwszych dziennikarzy podjął temat pedofilii w kościele.

Razem z Tomaszem Tomaszem Chacińskim założył periodyk Prestiż, który obecnie występuje w trzech mutacjach: szczecińskiej, trójmiejskie i koszalińskiej. Jak opowiada, pomysł narodził się w 2007 roku. Michał Stankiewicz pracował wtedy w Rzeczpospolitej jako dziennikarz śledczy, a drugi współzałożyciel w radiu, zajmując się polityką. Obydwie te kategorie wiążą się informacją krytyczną, a oni chcieli również tworzyć treści pozytywne. Zauważyli również, że większość magazynów i redakcji lifestylowych obejmuje swoim zasięgiem okolice stolicy Polski, a przecież – jak powiedział dziennikarz – każde miasto ma swoją dobrą stronę życia. Takie były początki Prestiżu, który wszyscy znamy. Obecnie redaktor naczelny Prestiżu Trójmiejskiego.

Prowadzi też magazyn W Ślizgu!, wykorzystując swoją pasję żeglarską – jest byłym zawodnikiem Pogoni Szczecin w klasie Cabet i 420, a obecnie pływa w UKS Navigo w Sopocie (klasa F18). Efektem jego działań jest również Sopot Wave, czyli coroczna impreza rozpoczynająca i kończąca sezon żeglarski w Trójmieście. Łączy ze sobą wcześniej wspomnianą dziedzinę sporu ze światem biznesu, sztuki oraz mody.

Tenisista. Był w zarządzie Szczecińskiego Klubu Tenisowego, a nawet powołał do życia Fundację na Rzecz Promocji Tenisa Ziemnego SKT. Zorganizował również trzy edycje Międzynarodowego Turnieju Tenisa Ziemnego Kobiet Szczecin Open w latach: 2008, 2009, 2010. Pula nagród wynosiła 25 tysięcy dolarów. Grały w nich polskie i zagraniczne zawodniczki i – jak do tej pory – były to jedyne zawodnicze turnieje kobiet w Szczecinie. Jego działania doprowadziły też do organizacji corocznego turnieju dla amatorów tenisa w Trójmieście, 3 City Tennis Cup.

W życiu Michała Stankiewicza nie zabrakło miejsca na udzielanie się rozrywce. Był współzałożycielem i współwłaścicielem klubu Kafe Jerzy w Szczecinie, który działał od 2002 do 2016 roku. Mieścił się przy ulicy Jagiellońskiej 67. Niewielu wie, że nazwa pochodziła od fanklubu Jerzego Połomskiego, który skupiał przyjaciół i znajomych. Było to nietypowe miejsce, w którym spotykali się dziennikarze, artyści, ludzie wolnych zawodów. Przez pierwszy okres swojej działalności wstęp do lokalu był tylko na karty klubowe, a z czasem miejsce otworzyło się na klientów bez kart. Odbywały się tam koncerty i niesztampowe wydarzenia, jak na przykład Wlewanie Wisły do Odry, czy też Bale Mediów. Lokal szczycił się galerią oryginalnych obrazów. Z kolei w 2012 roku uruchomił razem ze wspólnikiem lokal Towarzyska na deptaku Bogusława, który jest nawiązaniem do przedwojennego wyszynku. Idea i koncepcja została wypracowana z jego pasji do alkoholu oraz przedwojennej elegancji, jak opowiada, choć zaznacza, że nie jest już właścicielem tego lokalu. Organizował i współorganizował też dziesiątki koncertów i innych imprez. W 2018 roku brał m.in. udział w tworzeniu koncepcji Sopot Remake’68, koncertu zorganizowanego w Operze Leśnej w Sopocie z okazji rocznicy wydarzeń marcowych. Przedstawiłam głównego bohatera publikacji, a teraz oddajmy mu głos.

Główna cecha mojego charakteru?

Kreatywność, co ma dobre i gorsze strony. Dobre, bo wciąż coś wymyślam i tworzę A te gorsze, bo czasem nadmiar pomysłów nie służy ich realizacji.

Cechy, których szukam u mężczyzn i kobiet?

Dobro, otwartość, życzliwość. Nie szukam, ale je bardzo cenię.

Co cenię najbardziej u przyjaciół?

Bezpośredniość, szczerość… i czas. Ten ostatni jest dzisiaj towarem pożądanym i najbardziej reglamentowanym. No i dystans do świata.

Moja główna wada?

Kreatywność, która jest pewnie zaletą i wadą. Jak mawiał Paracelsus, ojciec współczesnej medycyny Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną., czyli ta sama rzecz może być wadą lub zaletą w zależności od dawki. Jeszcze czasem mam niewielkie trudności ze zdążeniem na czas.

Moje ulubione zajęcie?

Pisanie i tworzenie pod każdym względem. Czy też zawodowo, czy też dla przyjemności, na przykład muzykę. A w wolnych chwilach sporty, w których są rywalizacja i wyzwania. Uwielbiam żeglować i ścigać się na wodzie, czy też grać w tenisa.

Moje marzenie o szczęściu?

Nie mam jednego wyobrażenia szczęścia. To kwestia kontekstu, czasu i miejsca. W okresie intensywnej, wyczerpującej pracy szczęściem może być na przykład godzinna kąpiel w wannie, podczas choroby – wyzdrowienie, a w trakcie długo trwającej podróży możliwość odpoczynku na własnej kanapie. Marzenie o szczęściu, to… stała zmienna. Jedyna stałą, nieustannie pożądaną jest zdrowie.

Co byłoby dla mnie największym nieszczęściem?

Choroba i brak samodzielności. Bliskich mi osób, a także mnie samego.

Moje ulubione słowo?

Nie mam, choć bardzo lubię wyrazy fantastycznie oraz doskonale, używam je często jako potwierdzenie czegoś.

Jakiego słowa nie lubię?

Nie.

Słowa, których nadużywam?

Hmm, chyba nie ma takich.

Ulubieni bohaterowie literaccy?

W dzieciństwie był Pan Samochodzik z powieści Zbigniewa Nienackiego, ale też D’Artagnan Aleksandra Dumasa. Do dziś darzę ich wielkim sentymentem, niemniej najczęściej sięgałem po książki historyczne, gdzie byli realni bohaterowie. Dzisiaj najczęściej wybieram literaturę faktu i reportaż.

Ulubieni bohaterowie życia codziennego?

Jeżeli słowo bohater traktujemy dosłownie, to znaczy określając nim osobę, która dzięki ponadprzeciętnym cechom wykazała się ponadprzeciętnymi czynami, to… nie mam takowych. W pewnym sensie bohaterami życia codziennego są dzisiaj wszyscy dobrzy i odważni ludzie.

Kim lub czym chciałbym być, gdybym nie był tym, kim jestem?

Gdybym nie był tym, kim jestem, byłbym pewnie kimś innym, ale nie chciałbym być kimś innym, bo dobrze mi jest być sobą. Może ewentualnie lwem na afrykańskiej sawannie lub członkiem załogi statku kosmicznego w misji poszukującej innej cywilizacji.

Gdybym miał napisać swoją biografię, nadałbym jej tytuł…

Kosmos i wątroba premiera. Nie mam pojęcia dlaczego akurat taki, ale intryguje.

Moja maksyma brzmi…

Nie mam takiej, bo po prostu żyję. Na analizy przyjdzie jeszcze czas. Mam nadzieję.